Madera

1,5 tygodnia temu wróciliśmy z Madery, portuglaskiej wyspy położonej hen gdzieś tam na Atlantyku. Było bardzo fajnie, głównie pod względem widokowym, kulinarnym i wrażeniowym. Ale może po kolei.

DSC_0080

Madera

Wyspa (a właściwie archipelag) leży jakieś 500 km na zachód od wybrzeży Afryki. Jest niezbyt duża (jakieś 50 x 20 km), ale za to bardzo górzysta. Największe miasto (w którym też mieszkaliśmy) to Funchal. Klimat ciepły (22-30 stopni Celsjusza), rośliny dość egzotyczne (dużo bananów i winogron). Dzikich zwierząt brak (oprócz miliona małych jaszczurek – więcej ich tam niż u nas mrówek). Co miłe – brak też komarów czy innych muszek. Raj niemieckich turystów-emerytów. Niestety, na Maderze nie uświadczy się naturalnych, piaszczystych plaż – brzegi są raczej skaliste, od czasu do czasu można znaleźć plażę pokrytą kamieniami (na jednej z takich plaż Atlantyk zabrał mi zresztą obrączkę).

Podróż

Wyruszyliśmy na Maderę 6 września, samolotem portugalskich linii TAP z W-wy, z jedną przesiadką w Lizbonie. Dotarliśmy dość późno (po północy). Z lotniska do Funchal jest około 20 km, żaden autobus już nie jeździł, pozostały taksówki. Nieco obawialiśmy się kosztów, ale za półgodzinna przejażdżkę zapłaciliśmy 32 €.

Hotel

Spaliśmy w Hotelu Sirius. Świetna lokalizacja, centrum Funchal, starówka. Pod hotelem jest supermarket, gdzie można się zaopatrywać w różne niezbędne rzeczy, a z drugiej strony ulicy bardzo fajna kawiarenka. I tanio – za dwuosobowy pokój płaciliśmy 29,5 €. Z czystym sumieniem mogę polecić. Jedyny minus – w nocy na ulicy pod hotelem jest dość głośno i gwarno. Jeśli ktoś lubi ciszę, być może powinien wybrać jakąś dalszą lokalizację. Po przespanej nocy udaliśmy się na posiłek.

Jedzenie

DSC_0027
Jedliśmy głównie ryby. Są bardzo dobre i świeże – zwykle pochodzą od miejscowych rybaków. Maderskim specjałem jest espada (pałasz atlantycki). Wygląd tej rybki jest dość przerażający, jednak ma delikatne mięso i świetnie smakuje z sałatką owocową lub smażonym bananem. Do ryby ziemniaki i sałatka warzywna. Warto popić wszystko sokiem ze świeżych owoców. Wszystko to w miłej restauracji na jednej z bocznych uliczek. Średnia cena za obiad na Maderze wynosi jakieś 10-12 €.

Oddzielna kwestia to śniadania. Udało nam się znaleźć fajną kawiarnię oddaloną o jakieś 50 m od hotelu. Większość ludzi zamawiało espresso, do którego ja jakoś nie mogę się przekonać. Braliśmy więc big cafe with milk, kanapkę z tuńczykiem i na deser jakiegoś muffina. Smakowało wyśmienicie i obiecaliśmy sobie, że w Polsce też tak będziemy jedli – wszystko to bardzo proste, ale przepyszne. Zdobyte w ten sposób kalorie należało jednak jakoś spalić.

Transport

Praktycznie codziennie wyjeżdżaliśmy gdzieś poza Funchal – aby zwiedzić maderskie miasteczka lub pochodzić po górach. Zdecydowaliśmy się nie wypożyczać samochodu (ze względu na koszta i dość trudne warunki drogowe, o czym za chwilę). Zdaliśmy się więc na łaskę transportu publicznego w postaci autobusów. Doliczyłem się 3 firm: SAM (zachodnia część wyspy), Rodoeste (wschodnia część wyspy) i Horarios do Funchal (autobusy miejskie i centralna część wyspy). W Funchal nie ma dworca, jego rolę pełni długa ulica przy Marina do Funchal. Koszt przejazdu to 2-5 €, bilety kupuje się u kierowcy.

Kierowcom owych autobusów warto poświęcić kilka słów (A. nieraz do nich wzdychała). Drogi na Maderze są bardzo kręte i wąskie. Na tyle wąskie, że jeśli autobus chce skręcić, to musi wjechać na przeciwny pas. Oprócz tego, z braku miejsc parkingowych, mieszkańcy zmuszeni są parkować na jezdni, przez co droga zwęża się jeszcze bardziej. Kierowcy (zwłaszcza kierowcy autobusów) zmuszeni są więc często do wielu karkołomnych manewrów i sam fakt, że autobusy te posiadają jeszcze lusterka boczne jest godzien najwyższego uznania. Tym, co pomaga w sprawnym przemieszczaniu się po maderskich drogach jest życzliwość. Prowadzący pojazdy ustępują sobie pierwszeństwa, często się pozdrawiają i przestrzegają prędkości.

Z życzliwości kierowców korzystaliśmy również gdy kilka razy wracaliśmy do Funchal autostopem – zawsze (ok, robiliśmy to 2 razy) udawało nam się kogoś zatrzymać w ciągu 5 minut.

Chodzenie po górach

DSC_0532
Jak już wspomniałem, cała wyspa jest bardzo górzysta. Oprócz zwykłych tras po górach dodatkową atrakcją są lewady. Lewady to kanały utworzone w celu nawadniania pól. Kanał taki ma szerokość kilkudziesięciu centymetrów, a obok niego wiedzie nieco węższa ścieżka, dzięki której rolnicy mogli je oczyszczać, itd. Często prowadzą bardzo wysoko i po bardzo stromych zboczach, czasem zaś zmieniają się na chwilę w górskie tunele.

Trasą, którą na pewno zapamiętamy jest Levada do Curral, zaczynająca się w Curral das Freiras. Znaleźliśmy jej opis w książce „Walking in Madeira” i być może już słówka „przerażający” lub „zdradliwy” powinny nam zasugerować, że nie jest to wyprawa dla nas. My jednak, z naszymi butami trekingowymi i przeciwdeszczowymi kurtkami ruszyliśmy na spotkanie z przygodą. Trasa okazała się być 5-godzinnym balansowaniem nad przepaścią, ścieżka miała czasami nie więcej niż 20 cm szerokości, miejscami bardzo mokra i śliska (z góry lał się czasem regularny strumyk) i szczerze mówiąc nie byłem pewien, czy dane mi będzie jeszcze napisać kiedyś notkę na blogu. Pod koniec trasy zdecydowaliśmy się wejść do kanału – nie dało się już iść po „parapecie”. Spacer zakończyliśmy całkowicie przemoczeni (nie wspominałem, że zaczęło padać?), czym wzbudzaliśmy wesołość kierowcy i pasażerów autobusu, którym wracaliśmy do Funchal. Przeżyliśmy – jeśli jednak w opisie jakiejś trasy jeszcze kiedyś ujrzę sformułowanie „straszliwa ekspozycja” to moja noga na takiej ścieżce więcej nie postanie.

Aha – mimo wszystko, widoki były naprawdę niesamowite. Później wybraliśmy się na „zwykłą” górską wyprawę (tzn. nie wzdłuż lewady) i widoki również zapierały dech w piersiach.

Internet

Ja wiem, że miesiąc miodowy, wakacje, itd. ale bez Internetu jednak jakoś ciężko. Wziąłem ze sobą tablet i komórkę. W hotelu było wi-fi (ale tylko obok recepcji), sieć bezprzewodowa jest też dostępna w większości restauracji i kawiarni. Aby jednak być w pełni niezależnym, zakupiłem w maderskim Vodafone kartę SIM z internetową taryfą. 20 € za jakieś 1,5 GB – myślę, że to rozsądna oferta. Oprócz tego dostałem (za darmo!) modem GSM – nie miałem jednak laptopa, więc nie był zbyt przydatny. Przydatny był natomiast dostęp do sieci – każdego dnia wieczorem lub rano planowaliśmy wyprawę, sprawdzaliśmy rozkład jazdy autobusów, itd. Później przydawało się Google Maps i tanie, internetowe połączenia telefoniczne z Polską (aby dać znać rodzinie, że jeszcze żyjemy).

Książki

Właściwie mogę polecić dwie książki:

  1. Paddy Dillon, Walking in Madeira: 60 Routes on Madeira and Porto Santo
  2. Matthew Hancock, The Rough Guides’ Madeira Directions

Pierwsza zawiera opis 60 tras pieszych, druga opisuje również miasta, atrakcje, itd. Oprócz tego mapy – najłatwiej kupić je już na miejscu. Książki zresztą również powinny być dostępne w księgarniach w Funchal. Ja korzystałem z ebooków.

A tak ogólnie rzecz biorąc, to było super. Skutecznie odpoczęliśmy, by w pełni sił powrócić do kraju. Na Picassie jest kilka zdjęć.

6 myśli nt. „Madera

  1. Milena

    No w końcu się doczekaliśmy. 😉
    Czadowa paro, czadowe zdjęcia!
    Do zobaczenia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *