Archiwa kategorii: emo

Żółwia grafika

Wypożyczyłem wczoraj jedną z książek, która miała znaczący wpływ na moje życie. Jest to pozycja o nazwie „Atari Logo – komputerowe przygody”. Tę samą książkę zakupiłem w wieku 9 lat razem z moim pierwszym komputerem – Atari 65 XE. Ponieważ nie umiałem wczytać z kasety żadnej gry, pozostało mi uruchomić Atari Logo i zagłębiać się w ten nowy, fascynujący świat.

Przeglądam książkę teraz i jest tak samo świetna, albo i lepsza jak 14 lat temu. Jest to podręcznik programowania w języku LOGO przeznaczony dla dzieci. Język jest dość specyficzny – przy jego pomocy można wydawać polecenia widocznemu na ekranie żółwiowi. O takiemu jak po prawej.

Sam żółw nie jest zwyczajnym gadem. Zwierzak jest bowiem wyposażony w pisak, którym może rysować po ekranie. Wystarczy wydać mu polecenie, aby ruszył przed siebie lub obrócił się. Po wpisaniu komendy FD 10 żółw przesuwa się do przodu o 10 kroków. RT 90 pozwala obrócić żółwia o 90 stopni w prawo, zaś REPEAT 4 [FD 10 RT 90] rysuje nam kwadrat. Czyż to nie piękne?

A. ostatnio pytała mnie, czy mam w swoim rodzinnym mieście jakieś magiczne miejsca, które są dla mnie ważne i które wspominam z rozrzewnieniem. Potrafiłem przypomnieć sobie kilka uliczek, rogów czy drzew, ale uświadomiłem sobie później, że najciekawszym miejscem było jednak biurko z Atari. Było to miejsce nieograniczonych możliwości. Przepisałem z książki parę programów. Program rysujący dom. Nostalgia leje się wiadrami.

Gołębie

Gołębie były dwa. Ten jasny i ten ciemny. Upodobały sobie balkon sąsiada, pełen starych doniczek i niepodlewanych kwiatów. Wybrały jedną z donic jako idealne miejsce na gniazdo. Trzeba przyznać, że kierowały się chyba lenistwem – ponieważ donica pełna już była ziemi i starych liści, nie musiały mozolnie znosić gałęzi. Po prostu zamieszkały razem w tej donicy – takiej, jak była.

Z początku siedziały w niej razem, wylatując od czasu do czasu na łowy (zapewne polowały na turystów i ich dzieci, wielkich miłośników toruńskich gołębi). Uprzedzając pytania – nie brudziły i nie hałasowały, była to wprost idealna młoda para sąsiadów.

Pewnego dnia zauważyłem, że rodzina chyba się powiększy. W doniczce leżały dwa jaja. Zmieniły się wtedy tryb gołębiego życia. Związek był 100%-owo partnerski, wysiadywanie odbywało się na zmianę. Za dnia wartę pełnił ten ciemny a w nocy – ten jasny. Warta dzienna była krótsza, ale też bardziej męcząca. Balkony wychodzą na południe, więc praktycznie cały dzień na ciemnego gołębia mocno świeciło słońce. Około 10 i 18 następowała zmiana. Trzepot skrzydeł, potrójne gruchanie, trzepot skrzydeł. Zmieniały się bardzo szybko, nie traciły czasu na opisywanie sobie nawzajem przebiegu dnia lub nocy.

Gdy ciemny lub jasny gołąb przylatywał na swoją zmianę, przysiadał na barierce balkonu. Zachęcony trzepotem zwykle wychodziłem i ja, poobserwować przez chwilę gołębie i ich jajka. Ja na jednym balkonie i gołąb na barierce drugiego. Przeważnie patrzył na mnie z boku, obserwował mnie, tak jak i ja go. Dopóki stałem na balkonie, on stał na barierce, pozwalając, aby jajka były odkryte. Może nie chciał zdradzić lokalizacji gniazda, a może uważał, że jest czymś wstydliwym usadowić się w donicy. Wchodziłem wtedy na chwilę do pokoju – gołąb zlatywał z barierki i powolnym krokiem obejmował donicę na kilka godzin w swoje posiadanie.

Przedwczoraj zobaczyłem, że miejsce jednego z jajek zajęło pisklę. Małe, z wielką głową, której większość zajmowały nieotwarte jeszcze oczy. Próbowało chronić się w cieniu rodzica, gdyż na zewnątrz było 35 stopni Celsjusza. Niestety, słońce okazało się silniejsze. Wczoraj wykluł się drugi pisklak. Miałem nadzieję, że będzie bardziej wytrzymały od brata lub siostry. I rzeczywiście, dziś rano mały gołąb wiercił się jeszcze pod piórami dużego. Po kilkunastu minutach usłyszałem trzepot skrzydeł i gruchanie. Miejsce jasnego gołębie przyleciał zająć ciemny. Nie miał się już jednak czym opiekować. Wydziobał kilka ziaren z doniczki i odleciał.

Po południu pojawił się znowu ten jasny. Widocznie odlatując rano, nie zauważył, że tym razem nie udało się przedłużyć gołębiego gatunku. A może zauważył, ale górę nad pamięcią wziął instynkt, każący codziennie o 18 pojawiać się na balkonie mojego sąsiada? Jasny gołąb przysiadł w doniczce, popatrzył i odleciał. Projekt „gniazdo na Głowackiego” został zakończony. Nie ma tu już nic więcej do roboty.

A może jest? Po godzinie pokazały się oba – ten jasny i ten ciemny. Zostały jednak tylko chwilę i odleciały. Widocznie potrzeba tu było czegoś więcej niż dwa gołębie i stara doniczka na nasłonecznionym balkonie.