Technologia + ludzie = Web 2.0

Dawno, dawno temu, na początku lat 90, mądrzy ludzie wymyślili sobie WWW: World Wide Web, a więc światookrętną pajęczynę. Ludzie, którzy to wymyślili byli poważnymi pracownikami poważnych uniwersytetów, bo i cel tegoż przedsięwzięcia miał być z założenia poważny: chodziło o stworzenie systemu, umożliwiającego publikowanie informacji. Publikowanie w sposób rozproszony, możliwie prosty – ot biblioteka z indeksem na sterydach. Na szczęście oprócz naukowców istnieją również normalni ludzie, którzy szybko uświadomili sobie, że WWW – oprócz udostępniania prac naukowych – świetnie nadaje się do tworzenia stron domowych, ze zdjęciem własnym i kota, do prezentacji zainteresowań, a wreszcie do publikowania własnych przemyśleń w formie niezbyt ambitnego, ale za to niebieskiego bloga.

Tak to trwało. WWW stało się wizytówką Internetu, w międzyczasie dwóch zdolnych studentów założyło piękną firmę Google Inc., a w Polsce pojawiła się Neostrada TP. Wielkie zmiany dokonały się również w technologii. Strony WWW przestały być statyczne. W 1995 roku został udostępniony PHP – język, który każdemu, nawet średnio-pojętnemu programiście pozwalał pisać własne programy, które swoje wyniki prezentowałyby właśnie w formie stron WWW. Brzmi to może strasznie zawile, ale to dzięki PHP powstały takie serwisy jak nasza-klasa, czy Allegro – a więc serwisy, w których nie wystarczy sam statyczny tekst – coś musi siedzieć i wypisywać tych nielubianych znajomych, czy towary sprowadzane z Chin. Tym czymś jest właśnie PHP, które w połączeniu z bazą danych MySQL (baza danych to taka rozbudowana kartoteka) zrobiło zawrotną karierę, głównie ze względu na swoją prostotę. Dziś niektórzy (większość) prawdziwych programistów patrzy na PHP (i na twórców z gimnazjum) z politowaniem, jednak nie da się ukryć, że na tej technologii opiera się kawałek Internetu. Student informatyki na egzaminie z technologii webowych musiałby odpowiedzieć, że PHP to skrypty wykonywane po stronie serwera. Znaczy to, że cała działalność programów napisanych w PHP odbywa się gdzieś w zatęchłej piwnicy, gdzie Nasza-klasa trzyma swoje setki serwerów. To one wykonują całą pracę, klient (TY!) dostaje jedynie gotowy wynik. Z czasem doszły inne języki skryptowe, które wykorzystuje się przy stronach. Najbardziej znane to Python, Perl (wcześniejszy zresztą niż PHP), pakiet ASP od Microsoftu czy Ruby on Rails (piękna sprawa).

Skoro istnieją programy (student informatyki powie: skrypty), skoro więc istnieją skrypty wykonywane po stronie serwera, muszą też istnieć te, wykonywane po stronie klienta. Otóż właśnie istnieją! Jest kilka technologii, pozwalających pisać programy, które wykona przeglądarka klienta (TWOJA!). Przykładowe nazwy to Javascript, applety Javy lub Flash. To dzięki nim na stronach można umieszczać te głupie gierki, można sprawić, że tekst się porusza, że pojawiają się okienka, że reklamy mrugają… Jednym słowem samo zło. Jednak nie zawsze – zdażają się i przydatne zastosowania tych skryptów.

Tak więc strony internetowe ze statycznych dokumentów tekstowych przekształciły się w pełnowartościowe aplikacje – głównie dzięki połączeniu skryptów wykonywanych po stronie serwera i klienta. Przykładami takich aplikacji są systemy obsługi poczty – program, a działa w przeglądarce. Takie połączenie Javascriptu i skryptów serwera nazywa się AJAX. AJAX naprawia podstawową niedogodność aplikacji działających w przeglądarce – dzięki niemu nie jest konieczne przeładowywanie strony po dokonaniu jakiejś operacji. Przykład? Ścianka kilka artykułów niżej – dodanie notatki nie wiąże się z przeładowaniem całej strony (chyba, że akurat coś popsułem).

Mamy już całą masę mądrych słów: PHP, Javascript, AJAX. Wszystkie te słowa sprawiły, że tworzenie o naprawdę dużych możliwościach jest naprawdę proste. Każdy średnio-zaawansowany komputerowiec po przeczytaniu dwu-trzech książek jest w stanie napisać wszystko… no, prawie wszystko co sobie wyobrazi. Ta powszechność dość przystępnych w użyciu technologii sprawiła, że ludzie zaczęli tworzyć serwisy. Technologia w ręce ludu.

Zaczęły powstawać serwisy niezwykłe, takie, jakich do tej pory nie było. Kto wcześniej wpadłby na pomysł strony, na której ludzie pożyczają sobie nawzajem pieniądze (co więcej – to działa!)? Encyklopedii, którą każdy może zmienić? Do licha – strony, na której można umieścić 140-znakowy opis tego, co się robi, tak, aby każdy mógł to przeczytać? Dzięki dostępności taniej technologii ludzie zaczęli wprowadzać takie pomysły w życie – a inni ludzie zaczęli z nich korzystać.

Korzystać, właśnie. Obok oryginalności pomysłu, która cechuje Web 2.0 (ha! przechodzimy do ostatniej części tytułu niniejszego artykułu), a więc obok oryginalności pomysłu ważną cechą serwisów tworzonych w tym duchu jest społeczność, community. Praktycznie wszystkie serwisy łebdwazerowe opierają się o pewną społeczność użytkowników, którzy sami wypełniają te serwisy treścią. Przykłady? Wszystkie wymienione do tej pory serwisy, poza tym last.fm (serwis, który umożliwia spotkanie ludzi o podobnym guście), grono i masa innych. Ta społeczność jest prawdziwym bogactwem serwisów – sami twórcy, choćby stanęli na głowie, nie zdołaliby zapełnić swoich stron tyloma rzeczami, co rzesza wiernych użytkowników. I – choć wydaje się to dziwne – użytkownicy chcą te strony zapełniać.

Dlaczego o tym piszę? Po prawej stronie bloga pojawiły się dwa nowe panele. Pierwszy z nich pochodzi z blipa. Blip to serwis, umożliwiający prowadzenie mikro-bloga. Czemu mikro-? Ponieważ wiadomości są ograniczone do wielkości jednego SMS-a. Aby dodać nową wiadomość, można wykorzystać telefon komórkowy (powinno gdzieś tam być zdjęcie kilku butelek Pepsi, które wysłałem jako MMS), komunikator, np. GG lub stronę internetową. Pierwsze skojarzenie jakie mi się nasuwa, to statusy Gadu-Gadu. Wielu ludzi ustawia sobie w statusie różne rzeczy, którymi z różnych względów chcą się podzielić ze światem. Tak więc blip to takie dopalone statusy – można do nich wrzucać obrazki, teksty, itd. Dziś się zarejestrowałem, zobaczymy, czy będzie mi się chciało coś tam umieszczać, podobno to wciąga.

Pod blipem jest panelik last.fm. Jest to serwis badający gust muzyczny swoich użytkowników i proponujący muzykę o podobnym klimacie, pokazujący „muzycznych znajomych”, itd. W szczególności prowadzi on statystykę wszystkich słuchanych utworów – krótki wycinek z tejże statystki znajduje się właśnie w tej niebieskiej ramce pt. Ulubieni wykonwacy.

I to na tyle. Myślę, że zbliżona tematyka jeszcze się pojawi na blogu (wszak same blogi to również sztandarowy przykład Web2.0!)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *