Są dzieła, o których ciężko powiedzieć chociażby jedno własne zdanie, gdyż każde takie zdanie będzie kłamstwem. Prawdą jest tylko sama treść dzieła, wyraża się ona i broni samodzielnie, słowa zaś komentarza zaciemniają jedynie tę prawdę, odwodząc od tego co istotne. Takim dziełem jest bez wątpienia piosenka Kazimierz Wierzyński z płyty Autor. Czemu więc służyć ma ten wpis? No cóż, podtytuł bloga do czegoś zobowiązuje.
Kielich pór roku zgłębiając wielekroć
Dotrzesz do Stanów Zjednoczonych Duszy
Kiedy sprzeczności się ze sobą zetkną
Jedno jeszcze pragnienie nieodmiennie suszy:
Zgubić za sobą ból, gorycz i żal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal.
Oto więc mamy naszego bohatera. Człowiek, który zgłębił już wielekroć kielich pór roku i to doświadczenie doprowadziło go do pewnej stałości, gdy wszystko jest już dokładnie takie, jak być powinno. Gdy duszą nie szarpią żadne sprzeczności, gdy jest się zadowolonym z tego co się osiągnęło, przyjmując ze spokojem także wszystkie swoje błędy. W głębi duszy jest jednak tęsknota za ciszą jeszcze większą, za uniezależnieniem się od porażek i sukcesów, za dopełnieniem i zwieńczeniem przeżytych lat.
Unieść się ponad spiekotę epoki
Śmignąć przez ściany dymów z jednego odbicia
Przeskoczyć wieczność w jednym mgnieniu oka
I pobić rekord świata w długości przeżycia
Opaść w zaświecie jak świetlisty szal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal
Chce się więc opuścić ten świat, zostawić epokę która jest uciążliwa w taki lub inny sposób, udać się do świata prawdziwszego, pełniejszego – do ścian domów istniejących w rzeczywistości, nie zaś rozwiewających się jak dym. Ominąć całą wieczność pozostałą do końca świata, dojść do niego już teraz, przeskakując tysiące lat jak jedną chwilę. W tej całej dynamice skoku jest jednakże jakaś łagodność, pozwalająca opaść nam w to co za światem – w zaświecie – jak w miękki szal ze światła utkany.
Zaświat wygląda jak przedświat dziecięcy:
Jeśli wojna to tylko z błękitem zieleni
Popłoch – jedynie słonecznych zajęcy
Jeśli stronnictw rozgrywki – to stronnictw strumieni
Jeśli ofiara – to z wiatru i fal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal
A oto wizja tego, co znajdziemy po drugiej stronie. To co jest za światem nam znanym, przypomina to, co było przed nim – świat dzieciństwa, w którym problemy nie istniały, gdzie strach i wojna były pojęciami bez rzeczywistych znaczeń, gdzie ofiara była słowem ulotnym. Kraj szczęścia, pogody, spełnienie najgłębszych pragnień serca – albowiem zaspokaja je cały świat stworzony, raj!
A w samym środku jest muzeum grozy
Czarnych polonezów strojów i ustrojów
Poustawianych w nierozumne pozy
Jak płomieni języki zastygłe w podboju
I nikt nie pojmie szeptu ciemnych sal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal
W zaświecie jest też obecna groza, jednak tylko jako coś, co można oglądać w muzeum. To tu znajdują się myśli i idee z którymi Wierzyński walczył za życia (Czarny polonez to tytuł zbioru publicystycznych wierszy autora). Jednak te myśli i idee, choć w świecie nam znanym płonęły jak ogień, choć miały moc podbijania serc ludzi i narodów, tu są zastygłe, niezrozumiałe, nie przystają do rzeczywistości zaświata.
Zaświat to przecież – Kresy naszych marzeń
– Rajów utraconych w dzieciństwie rubieże
Gdzie z kapeluszem w ręku mówią Twarze
– Miło Pana ujrzeć Panie Kazimierzu!
Gdzie uroczyście trwa największa z gal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal…
Tym zaś, co przystaje do rzeczywistości zaświata jest kraina dzieciństwa, kraj, w którym spełnione są marzenia, w którym spotkamy tych, którzy odeszli przed nami, w którym odzyskamy raj ongiś utracony.
Podejmując tę wzniosłą i poważną ale jednocześnie pogodną tematykę Grabaż z zespołem dali prawdziwy popis umiejętności. Świetny klimat towarzyszy zwłaszcza remiksowi (ponieważ utwór zamieszczony jest na płycie w dwóch wersjach). Dzwoniąca delikatnie perkusja, solówki na trąbce i falujący dźwięk elektrycznej gitary wytworzyły atmosferę tajemniczości, pewnego sacrum i misterium. Do tego wszystkiego dochodzi głos Grabaża który sprawia, że wierzy się w każde wyrażone piosence słowo i uczucie.