Skończyłem właśnie czytać zbiór opowiadań Jacka Dukaja. Książka gruba, przypomina Lód – czarna, twarda okładka, identyczna typografia. W środku 8 opowiadań. Autor pisze w postscriptum, że opowiadania te przypominają raczej powieści i trudno się z nim nie zgodzić – pierwszy tekst ma 229 stron, cała książka 820.
Czasem wydaje mi się, że Dukaj ma do dyspozycji szklaną kulę lub sprytny program, który działa według następującego schematu: bierzemy współczesny świat i wyławiamy z niego dowolny trend, jakiś element, który w przyszłości mógłby znacznie wpłynąć na rzeczywistość. Następnie zakładamy, że wpłynął. Dalej już dzieje się samo – wystarczy obserwować, jak zmienia się język, stosunki międzyludzkie, polityka, ekonomia, rozrywka.
W Linii oporu elementem tym jest rzeczywistość wirtualna, która stała się powszechna. W duchu powstają całe państwa, nierzadko bogatsze niż tradycyjne państwa istniejące w gnoju (duch i gnój – czyli nasz wirtual i real). A skoro państwo bogatsze – to dlaczego nie mogłoby wykupić państwa biedniejszego? I tak dalej, matriksowa polityka. Drugim dominującym elementem jest tu dobrobyt. Ludzie nie muszą za bardzo pracować, ilość wolnego czasu jest ogromna, a coś robić trzeba. Kreatywi – osoby dostarczające rozrywkę – oto bogowie Linii oporu. Ostatecznie to oni dają populacji cel życia. A jest nim kolejny odcinek lub kolejna gra, content.
Z kolei w opowiadaniu tytułowym nasz element wyróżniający to Artificial Genetics – biotechnologia stojąca na tak wysokim poziomie, że „byle magister genetyki mógł sobie urządzić w garażu warsztat AG, na którym pichcił wirusy śmiertelnych chorób, o jakich świat dotąd nie słyszał”. Tak więc nieograniczone możliwości dla terroryzmu, państwa muszą się bronić, zamykają granice, zamykają swoje biosfery (stazy). Czasem przecież jednak trzeba wyściubić nos gdzieś za granicę. Na szczęście w innych stazach można wynająć proxyka – prawdziwą osobę, której ciało możemy przez jakiś czas kontrolować.
Crux to chyba najmniej poważne z opowiadań. Dotyczy rzeczywistości nam najbliższej – Polski. Polacy szukali jakiejś idei, myśli przewodniej, czego, czego można się przytrzymać. Znaleźli w dwójnasób – Sarmacja i 20-lecie międzywojenne. Mamy więc przyszłość, nasz kraj rozwija się jak nigdy przedtem, a jednocześnie na porządku dziennym są pojedynki na szable wedle kodeksu Boziewicza. Rozwinęła się nanotechnologia, nanoroboty (werki) mogą wykonywać większość prac. „Ostateczną tragedią i pogrzebem proletariatu okazało się więc nie to, że werki odebrały ludziom pracę, lecz – że dały im chleb”. Rozwijają się ogromne osiedla (ziomalstwa, socjaliska), ludzie swoje życia układają w rytm telewizyjnych ramówek.
Trzy opowiadania, nawet nie połowa książki, a światów jest w niej znacznie więcej. Myślę, że najbardziej będą zadowoleni miłośnicy Czarnych oceanów i Perfekcyjnej niedoskonałości – większość opowiadań jest utrzymana mniej więcej w tym samym klimacie, pewne elementy się powtarzają (wirtualna rzeczywistość, cielesność podlegająca modzie). Na pewno nie jest to lektura „na jeden raz” – Dukaj nie robi żadnych wprowadzeń, od razu wrzucając nas w wymyślony przez siebie świat. Niektóre pojęcia, używane od samego początku, wyjaśnione są dopiero w połowie tekstu. Bo słowotwórstwo, a nawet gramatykotwórstwo jest również dobrze znanym wyznacznikiem dukajowych wizji.
Pewną ciekawostką jest fakt, że w książce są opowiadania jeszcze z zeszłego wieku (np. jawnie nawiązujący do Jądra ciemności tekst Serce mroku, czy dość przerażająca Szkoła z 1995) ale są też rzeczy bardzo świeże (wspomnianą Linię oporu autor skończył dopiero we wrześniu tego roku). Można więc prześledzić jak zmieniły się zainteresowania i styl Dukaja. Zresztą, on sam pisze o książce, jako o „kolekcji utworów pisanych przez autora o tym samym nazwisku, ale różnej konstrukcji umysłowej”.
Oczywiście polecam. Sam mam zamiar nieco odpocząć i za jakiś czas wziąć się za Króla po raz drugi.
Mogę tylko napisać infantylny komentarz w stylu – Dukaj rządzi! 🙂