Doctor Who

Przeglądając listę laureatów międzynarodowej nagrody dla najlepszych utworów sci-fi Hugo, wpadła mi w oko pozycja podpisana jako Best Dramatic Presentation, Short Form. Najlepszą krótką formą w roku 2006 okazał się odcinek serialu Doctor Who pt. Girl in the fireplace. Nazwa serialu wcześniej obiła mi się o uszy, jednak na znajomości tytułu moja wiedza się kończyła. Zaintrygowała mnie jednak nazwa odcinka i po krótkim poszukiwaniu znalazłem miejsce, gdzie można odcinek obejrzeć online (choć nie wiem jak z prawami autorskimi). Urzekł mnie klimat, sama historia i dialogi. I na tym moja fascynacja Doctorem Who by się skończyła, gdyby nie fakt, że kilka dni później odkryłem, że w Polsce można kupić na DVD serię (13 odcinków) z 2005 roku. Niewiele się zastanawiając (bo i cena przystępna) zamówiłem te prawie 10 godzin dobrej (jak się spodziewałem) zabawy. Nie zawiodłem się. Serial jest super i to z kilku przyczyn:

Doctor1. Główny bohater. Tajemnicza postać, ostatni przedstawiciel Władców Czasu. Przedstawia się jako Doktor. Bardzo sympatyczny, a przy tym charakterny. Zawsze zachowuje pogodny humor, a szczególnie rozbrajający jest uśmiech z jakim wypowiada słowo fantastic, gdy dowiaduje się, że losy ziemi i rasy ludzkiej po raz kolejny zależą od niego i jego asystentki, Rose. Umie się odnosić do siebie z dystansem, choć zna swoją wartość (Jeśli jestem mądry, a jestem genialny, to może się udać!). Mimo wszystko ma jednak 900 lat i jest istotą potężną – boją się go nawet niszczycielskie Daleki:

Dalek-Nie! Oznacza to, że ocalę ją! Zamierzam ocalić Rose Tyler z samego środka floty Daleków. Później zamierzam ocalić Ziemię. Następnie, żeby to dobrze skończyć, zniszczę wszystkie śmierdzące Daleki.
-Ale nie masz żadnej broni! Żadnych sił! Żadnych planów!
-Jasne! Śmiertelnie was to przeraża, prawda?

2. Humor. Nasz bohater podróżuje przez czas i przestrzeń statkiem o nazwie Tardis, który wygląda ni mniej ni więcej jak niebieska budka telefoniczna. Jego głównym narzędziem jest niesamowity, ultradźwiękowy… śrubokręt. Humor nie czyni jednak z serialu komedii, gdyż…

3. Fabuła jest zwykle dość ambitna, a często nieco straszna (wyobraźcie sobie dziecko w masce gazowej, które przychodzi nie wiadomo skąd i jedyne słowa jakie wypowiada to: „czy jesteś moją mamusią?”… brrr…). Fabuła może skłonić do rozważań, np. na temat roli TV w świecie (rozwój ludzkości został zahamowany o co najmniej 100 lat, gdy władzę nad TV przejęli kosmici). Uzupełnieniem fabuły są doskonały…

4. Dialogi. Zapadają w pamięć i dobrze przedstawiają charaktery bohaterów. Często powodują, że po plecach przechodzą ciarki (tak jak tamten powyżej). Posłuchajcie jeszcze tego:

Robot: Jestem siódmym robotem naprawczym.
Doktor: Co stało się w takim razie ze statkiem kosmicznym? Jest tam wiele zniszczeń.
Robot: Burza jonowa, 82% systemu zostało uszkodzone.
Doktor: Ten statek nie poruszał się przez lata. Co się stało?
Robot: Nie mieliśmy części.
Mickey: Wszystko do tego się sprowadza, prawda? Do braku części.
Doktor: Co stało się z załogą, gdzie oni są?
Robot: Nie mieliśmy części.
Doktor: Ale powinno tam być 50 osób. Co się z nimi stało?
Robot: Nie mieliśmy części.
Doktor: Niemożliwe, że 50 osób po prostu zniknęło. Gdzie… Aha. Nie mieliście części, więc użyliście załogi.

5. Estetyka. Serial jest produkowany już od lat 60. Nie było wówczas wielkich możliwości technicznych jeśli chodzi o efekty specjalne. Dodatkowo, przy serialu pracowało wówczas wielu radiowców, dlatego większość efektów było efektami dźwiękowymi. Teraz oczywiście w serialu wykorzystywane są efekty generowane komputerowo, jednak nie ma się wrażenia przesytu, znanego z wyjścia po kinie z jakiejś wielkiej hollywodzkiej produkcji.

Kiedyś nawet leciało na TVP, może znowu kiedyś puszczą? Polecam.

Jedna myśl nt. „Doctor Who

  1. Sakul

    No pewnie wróci sporo odcinków widziałem i mi też bardzo spodobał się ten angielski humor (tardis, herbata, itp) Również gorąco polecam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *